Jak to u mnie we zwyczaju, rzutem na taśmę postaram się jeszcze dodać coś swojego do właśnie zdaje się zakończonej, piątej edycji Figurkowego Karnawału Blogowego. Tematem tego wydania, prowadzonego przez Skavenblight z bloga Hakostwo, są Niedokończone Opowieści. Te wszystkie nasze projekty, leżące smutnie gdzieś w kącie, wrzucone do najrzadziej otwieranej walizki z figurkami, zastawione innymi projektami, daleko poza zasięgiem ręki hobbysty siedzącego przy stanowisku pracy. Nie ma się co oszukiwać, każdy z nas ma coś takiego u siebie.
Nie inaczej jest u mnie. Nie mam, nawet, na myśli, takich projektów, w przypadku których do niczego, praktycznie, nie doszło. Ot, kupiłem figurki, czasem całość, czasem część. Czekają cierpliwie na swoją kolej, na jakiś katalizator, który sprawi, że sięgnę akurat po nie. Część się może doczeka, część niemal na pewno nie. Ale te projekty to, w sumie, nadal nierzeczywiste fantazje.
Projektem, o którym śmiało mogę napisać, że jest - i chyba pozostanie - moją Niedokończoną Opowieścią, jest armia Imperium do Warhammera. Zacząłem ją malować z mocnym postanowieniem zrobienia szybko przynajmniej kilku najważniejszych jednostek, z malowaniem na poziomie tabletop, z użyciem bejcy. Krótko mówiąc tak, by jak najszybciej dało się grać. Figurek jest dużo, zapał był ogromny. Pomalowałem oddział włóczników, oddział wydzielony strzelców i.... na tym się skończyło.
Przyczyn jest kilka. Najpierw, ukazała się nowa książka armii. Ogólnie, całkiem niezła. Z jednym, małym "ale". Nie do końca przypadły mi do gustu nowe, duże wynalazki wprowadzone przez GW, w rodzaju magicznych maszyn. Oczywiście, nie ma musu ich używania, niemniej jednak coś w podświadomości już zaczęło mi przeszkadzać w malowaniu. Potem, okazało się, że nie jestem jednak przekonany, co do szybkości wynikającej z używania bejcy. Oczywiście, sama metoda jest znacznie szybsza i łatwiejsza, niż tradycyjne malowanie. Sęk w tym, że znowu zacząłem brnąć w rozjaśnienia, maskowanie ciemniejszych plamek, malowanie oczu, detali, itp. Zysk czasowy okazał się nie na tyle duży, by usprawiedliwiał używanie bejcy.
A potem... Potem okazało się, że przeszła mi faza na Imperium. Znacie to? Najpierw jest się napalonym, robota śmiga w rękach, pomysły kłębią się w głowie. A potem, czasem nagle, czasem trochę to trwa, "faza" przechodzi. Nie ma się już ochoty. Dotychczas wspaniałe idee, po ponownym zastanowieniu, już nie są takie fajne. I motywacja spada jeszcze niżej. Tak było i u mnie.
Nie wykluczam, że kiedyś wrócę do tematu. Widząc jednak, co dzieje się w tej chwili z Warhammerem, projekt armii Imperialnej, jeśli zostanie nawet kiedyś zakończony, będzie zapewne mocno odbiegał od mojej pierwotnej wizji.